wtorek, 18 września 2012

Zamknęli mi sklep... czyli (na mój prosty sposób) troszkę o sile przyzwyczajenia.

Dziś będzie troszkę banalnie na swój sposób. No ale do rzeczy. Stało się. Mój jedyny dyskont w okolicy został zamknięty. Zgodnie z informacją podaną przy drzwiach „Z dniem 16 września sklep zostaje zamknięty z powodu generalnego remontu”. No i niby wszystko fajnie. Człowiek powinien się cieszyć – no bo w końcu wygląda na to, że po remoncie powinno być lepiej, czyż nie? Chyba nikt nie robi remontu, aby było gorzej? Tak więc ogólnie nie mam powodu do niezadowolenia. Może jedynie poza tym, że wraz z remontem sklepu znika z niego źródło moich mielonych, schabowych itp. – czyli mój sklep mięsny. Niestety nikt nie wpadł na pomysł, aby w sąsiedztwie otworzyć nowy sklep – bądź też (co byłoby dla mnie najlepsze w tym momencie) – przenieść tamten sklep. Do czego jednak zmierzam z tym sklepem? Otóż – przyzwyczaiłem się do smaku tamtejszych wędlin. Oczywiście pewnie trudno byłoby powiedzieć, że jest to jakaś klasa światowa lub coś w tym rodzaju. Ale w momencie kiedy człowiek ma już coś wypróbowanego, sprawdzonego – to pojawia się ta jedna rzecz, o której chciałbym dziś parę słów napisać. Pojawia się przyzwyczajenie.

Wspomniana przeze mnie forma przyzwyczajenia to oczywiście tylko jedna z jego form. W ogóle dość ciekawie podszedłem do tematu – no ale nic. Na swoim przykładzie uważam, że człowiek błyskawicznie przyzwyczaja się do dobrego. Przynajmniej zazwyczaj tak jest. Istnieją z pewnością jakieś indywidua, którym przychodzi to z czasem lub nigdy (?). Nie – takiej osoby to ja chyba nie znam. Tak więc w poszukiwaniu towaru zastępczego –czyli innego dostawcy wędlin – muszę zrezygnować z mojego przyzwyczajenia. Przyzwyczajenia do smaku, do wygody zakupu, do bliskiej odległości do sklepu… Jest tego troszkę. Ale nie ma co się łamać… W gospodarce rynkowej jest tak,że czasem jeden zyskuje – a drugi traci. Jak na złość niestety zazwyczaj tym który traci jest przede wszystkim konsument – w tym wypadku ja, Ty, zwykły Kowalski czy Nowak.

Ale wracając do tego przyzwyczajenia. W moim przypadku często posługuję się stwierdzeniem, że szybko przyzwyczajam się do dobrego. Zwyczajowo posługuję się nim w żartach – choćby po powrocie po weekendzie do pracy. Człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego – czyli przesiada się z trybu roboczego (od poniedziałku do piątku) do trybu weekendowego. Odpowiedzcie mi tylko przy okazji – dlaczego sobota i niedziela to dwa najszybciej mijające dni w tygodniu? Człowiek rozpoczyna sobie weekend w piątek popołudniu i ani się obejrzy to już jest niedziela wieczór. Tych osiem godzin w pracy każdego dnia jakoś tak szybko nie mija… ;-) No ale nie ma co narzekać – trzeba dostrzegać dobro w tej całej sytuacji. Weekend daje nam szansę na nadrobienie różnego rodzaju zaległości – czy to społecznych (spotkania ze znajomymi, z rodziną) czy też tych związanych z naszymi prywatnymi sprawami.

Wygląda na to, że jednak zaczynam troszkę odbiegać od tematu, który sobie założyłem. Jeśli do tego dojdzie – to proszę o wybaczenie :-) Do czego więc jeszcze się przyzwyczajamy? Choćby do niektórych zachowań ludzkich. Ileż to razy powtarzamy sobie – „To niemożliwe, że on/ona coś takiego zrobił/zrobiła”, „Jak mogłeś/mogłaś tak powiedzieć?”. Wydaje mi się, że bardzo często kodujemy sobie schematy zachowań pewnych osób, zwłaszcza tych których najlepiej znamy (lub wydaje nam się, że ich najlepiej znamy). No bo przecież my ich ZNAMY. Nie mogą nas niczym zaskoczyć. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego schematu zachowań. Ale życie jak to życie – potrafi niekiedy bardzo zaskakiwać. Zarówno w pozytywny jak i negatywny tego sposób. Wracając jeszcze do ludzkich przyzwyczajeń – to nie wiem jak Wy – ale ja niekiedy przyzwyczajam się po prostu do innych ludzi. Przykładowo idąc do pracy – wiem, że zastanę tam przysłowiową Kryśkę, Maćka, Ryśka, Baśkę. Mam jakby zakodowane, że oni tam najzwyklej w świecie będą. W momencie gdy Kryśka zmieni pracę – człowiek jest w stanie czuć pewną pustkę. Coś w tym naszym wewnętrznym komputerku nie pasuje. Musimy się przeprogramować. Kryśki już w pracy nie spotkamy…

No i jeszcze na koniec parę słów o przyzwyczajeniach do rzeczy materialnych lub wręcz do pewnego standardu życia. Przykładowa sytuacja. Wracasz do domu i zdejmujesz buty. Zakładasz kapcie, które leżą zazwyczaj w tym samym miejscu – odruchowo rano odłożone właśnie na to miejsce. Również teczka/plecak ma swoje miejsce na które teraz trafia. Na kurtkę przeznaczony jest pierwszy wieszak od lewej. Mógłbym tak kontynuować i kontynuować. W tym miejscu pojawia się forma przyzwyczajenia określana również jako nawyk. Jakież jest nasze zdziwienie gdy szukamy kluczy od domu, które przecież zawsze leżały w tym miejscu… Jesteśmy przyzwyczajeni, że one tam właśnie mają leżeć… Wracając na chwilę jeszcze do myśli, iż człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego. Ma to również zastosowanie do dobrobytu. O ile wygodniej nam się żyje w momencie, gdy uda nam się nieco podnieść nasz standard życiowy… Ale pamiętajmy, że apetyt rośnie w miarę jedzenia… W tym momencie łatwo się pogubić i stracić prawdziwy życia sens… jedynie w pogoni za mamoną i pseudo szczęśliwością wynikającą z zasobności portfela…

Powiecie pewnie – o Matko co on znowu wymyśla. Wiem, że to dość oryginalne podejście do tematu przyzwyczajeń ludzkich. Ale to moje podejście :-) Jednym z uroków demokracji jest fakt, iż każdy człowiek (przynajmniej w teorii) ma wolność słowa i przekonań. Jestem zwolennikiem idei, że gdyby wszyscy byli tacy sami i tak samo myśleli – świat byłby najzwyczajniej w świecie nudny. Szarość dnia codziennego – a przede wszystkim szarość takich samych ludzi – nie pozwoliłaby normalnie żyć. Tym właśnie chciałem się dzisiaj z Wami podzielić. Takie są moje dzisiejsze przemyślenia. Jeśli dziś było dla Ciebie zbyt banalnie to cóż... Nie ma obowiązku dalszego tu zaglądania ;-)

Zapraszam do komentowania i być może do jakiejś formy dyskusji. Miłego dnia :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz