poniedziałek, 17 września 2012

Nigdy w życiu!!!... a może jednak?

Dzisiaj będzie trochę nietypowo. „Bo poniedziałkowo?” – ktoś by zaraz zawołał. Po części może i tak. Odkrywam ostatnio coś nowego dla mnie – a nazywa się to niepoprawny optymizm. Taaaak… Człowiek który uważał się za niepoprawnego z kolei pesymistę uczy się optymizmu. Uczy się i stara się uczyć jak najwięcej, być bardzo ambitnym i chętnym wiedzy uczniem. Chcącym chłonąć ten optymizm i dzielić się nim z innymi… To wysoka poprzeczka dla pesymisty. Zaraz mógłbym zawołać – „Ależ nigdy w życiu!”. No ale jednak. To dla mnie zupełnie nowa sytuacja. Ale wiecie co? Optymista potrafi cieszyć się najdrobniejszymi rzeczami. Uważam, że przez to jest zdrowszy – ale przede wszystkim przez to jest znacznie szczęśliwszy. W sumie to co mi po wiecznym zadręczaniu się, szukaniu dziury w całym i jakimś chorym zadręczaniu? Myślę, że warto spróbować zmienić podejście do życia i wydaje mi się, że założenie tego bloga stanowi również jakiś wydźwięk zmian – zmian w dobrym kierunku, pozytywnych w najlepszym tego słowa znaczeniu.

No ale nie o tym miało być… chociaż trochę jednak i tak… Jakiś dzisiaj jestem lekko niezdecydowany. Ale już staram się poprawić :-) Na chwilkę – tytułem wstępu do dalszych rozważeń – powrócę do wydarzeń dnia wczorajszego.

Pamiętacie jak się zarzekałem, że nie będę oglądał po raz kolejny filmu z D. Stenką i A. Żmijewskim? Jakby Wam to powiedzieć… no nie całkiem mi to wyszło. W sumie jedno oko spoglądało w kierunku telewizora – a niekiedy zdarzało się również, że przyłączało się to drugie. No i wyszło na to, że obejrzałem praktycznie cały film – aczkolwiek nie poświęcałem mu tyle uwagi co za pierwszym razem. A ten raz był (o ile dobrze sobie policzyłem) razem czwartym. Może i powinienem zaraz zawołać niczym bohaterka filmu –„Nigdy w życiu!”. Przecież tyle razy już to widziałem to jaki sens jest oglądać po raz kolejny? Tak szczerze – to sam do końca nie wiem. Jakoś dałem się wciągnąć właśnie ten kolejny raz. Wynika to prawdopodobnie z faktu, iż mam słabość do tego typu produkcji. Niestety w większości przypadków muszę oglądać produkcje anglojęzyczne (zwłaszcza angielskie – szacun za niektóre filmy). Tym bardziej uważam, że warto doceniać produkcje rodzime. Zaraz podniosą się głosy –ależ to żadne wybitne kino! Lepiej oglądnąć „W ciemności”!. OK – skoro takie jest Twoje zdanie – to oglądaj. Każdy jest jednak Panem swego losu i swoich wyborów. Ja wolę zdecydowanie lżejsze kino. A jeśli pojawi się jakiś dodatkowy i udany wątek romantyczny – to już dla mnie pozycja obowiązkowa. Tak – romantyczny – dobrze czytacie. No ale jakim cudem romantyk miałby nie oglądać filmów romantycznych – wśród których zdecydowany prym prowadzą komedie romantyczne?

Wracając do tematu moich rozważań… Nie zawołałem więc „Nigdy w życiu!” i film obejrzałem do końca. Pewnie jeśli nadarzy się okazja i możliwość to obejrzę go również kolejny raz. Nie traktuję tego filmu jako tak zwanego klasyka – ale niekiedy po prostu trzeba obejrzeć jakąś łatwą i w miarę przyjemną dla oka produkcję. Do czego jednak zmierzam? Chciałbym skupić się w tym miejscu na zarzekaniu się ludzkim. Tak – zarzekaniu się. Nie zrobię tego, nie pojadę tam, nie porozmawiam z nim/nią. W takich momentach jeśli nawet nie zawołamy na cały głos – to jednak głos ten brzmi nam w głowie – bo chce się zawołać właśnie „Nigdy w życiu!”. Sam to sobie zrób, sam sobie tam jedź, sam sobie rozmawiaj. Nie zrobię tego i tyle. Skąd to się nam bierze? Podejrzewam, że w dużej mierze z braku odwagi. Niekiedy jednak chcemy zrobić komuś na złość. Wydaje mi się jednak, iż głęboka analiza pewnych zachowań może doprowadzić do tego, że tak naprawdę to możemy zrobić na złość jedynie sobie. Jak już wspominałem uczę się optymizmu. W związku z tym – jednym z moich celów jest pozbycie się tego „Nigdy w życiu!” i zastąpienie go czymś w rodzaju – „A w sumie to dlaczego jednak nie?”. Jest to pewnego rodzaju parafraza dalszego ciągu „przygód” bohaterki filmu. Ale nawet sam tytuł kolejnego filmu również daje szansę na bardziej pozytywne spojrzenie na problem. Po co się tak do końca zarzekać, że „nie i nie – bo nie?” skoro można spróbować coś zmienić. „No ale po co próbować skoro pewnie i tak się nie uda?” – zaraz zawoła jakiś malkontent. A może by tak spróbować dla samego sensu spróbowania? Przekonać się właśnie czy uda się czy nie? A jeśli się nie uda – to dlaczego nie spróbować po raz kolejny? I próbować tak do skutku? Gdyby wszyscy ludzie nauki, kultury i innych dziedzin postanowili, że po co próbować coś odkryć, napisać, wnieść jakiś wkład w rozwój ludzkości – to gdzie byśmy teraz byli? Z pewnością nie tu gdzie jesteśmy…

Warto więc niekiedy wziąć sprawy w swoje ręce, podnieść głowę do góry, spojrzeć z wyrazem pewności co do swoich przekonań w oczach przed siebie i powiedzieć sobie głośno – „Ale w czym ja niby jestem gorszy? Dlaczego nie miałbym tego zrobić? Nawet jeśli tym razem mi się nie uda to nauczę się czegoś nowego i wyciągnę dla siebie pozytywne wnioski!”. Takiej pewności siebie życzę każdemu z Was ale i przede wszystkim sobie. Sam odkrywam dopiero tę nową część siebie i przyznam, że coraz bardziej mi się to odkrywanie podoba. Optymizm dodaje pewnego rodzaju skrzydeł. Niesieni tymi skrzydłami rozpocznijmy kolejny tydzień pracy / szkoły – czy czegokolwiek innego. Chciałoby się zawołać w tym miejscu „Niech moc będzie z Wami!”. A ja zawołam „Niech Wasz optymizm będzie z Wami i niech towarzyszy Wam na każdym kroku!”.

Pozdrawiam serdecznie :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz