piątek, 8 marca 2013

Dzień Kobiet, Dzień Kobiet, niech każdy się dowie... :-)

Witam! A w szczególności witam dzisiaj wszystkie Panie, których święto przypada na dzień dzisiejszy :-) Można mieć różne podejście do tego dnia - sam sobie żartuję, że to jedynie relikt poprzedniego, jedynego słusznego ustroju - ale trzeba przyznać, że tradycja tego dnia nadal mocno tkwi w naszym narodzie. Dzisiaj było to widać wręcz na każdym kroku. W drodze do pracy mijali mnie Panowie z kwiatami zmierzający do swoich Pań. Zresztą podobna atmosfera panowała również w samej pracy. Trzeba przyznać, że i w tym roku Panowie dopisali i chociaż symbolicznie ale uczcili ten dzień. Z pewnością większe atrakcje czekały na wszystkie Panie w ich domach, gdzie inicjatywa świętowania należała do najbliższych ich sercu gentlemanów :-) Również w kwiaciarniach dzisiaj głównymi klientami byli Panowie. Oczywiście najmodniejsze były dzisiaj tulipany, które podobno można było również kupić w różnych częściach miasta - nie koniecznie tylko w kwiaciarniach. Myślę, że większość przedstawicieli płci brzydszej stanęło dzisiaj na wysokości zadania - a jeśli jakimś cudem zapomnieliście uraczyć czymś Wasze kobiety - to jeszcze nie jest za późno. Byle do północy zdążyć... ;-)
Ja ze swojej strony składam najserdeczniejsze życzenia dla wszystkich moich czytelniczek. Życzę Wam dużo zdrowia, szczęścia, radości i uśmiechu na każdy kolejny dzień. Niech Wasi Panowie będą dla Was pociechą i wsparciem na każdy dzień - a nie tylko tak od święta. Z drugiej strony same najlepiej wiecie czego pragniecie - i spełnienia tych pragnień życzę wszystkim Wam i każdej z osobna.
Pozdrawiam serdecznie i do przeczytania :-)

czwartek, 7 marca 2013

Nieco o przyjaźni...

Witam!
Nie wiem na ile mi się uda opisać to tak szczegółowo jakbym chciał, ale przynajmniej podejmę próbę. Jeśli kiedyś uznam, że nie przelałem wszystkich swoich przemyśleń w tym zakresie na klawiaturę, to zawsze będzie dobra okazja do tego, aby powrócić do tematu.
Dzisiaj postanowiłem "naskrobać" parę słów na temat mojego poglądu na przyjaźń - w tym damsko-męską. Tak - to właśnie ta relacja, która podobno jest niemożliwa i zawsze jest pełna ewentualnych podtekstów. Kiedyś sam się nad tym zastanawiałem i biorąc pod uwagę, że uwielbiam przełamywać pewne stereotypy i nie zgadzać się niekiedy z tym co wszyscy uważają za pewnik, doszedłem do wniosku, że takowa przyjaźń jest jak najbardziej możliwa. Pewnie część z Was odpowie, że tak - ale zaraz przyjdzie refleksja czy z czasem ta przyjaźń nie wyewoluuje w coś więcej - coś co będzie można uznać przynajmniej zalążkiem jakiegoś uczucia bliższego miłości niż przyjaźń.
No bo czym w końcu jest ta cała przyjaźń? Moim zdaniem jest to taka relacja dwojga ludzi, która sprawia, że dla tej drugiej osoby jest się w stanie zrobić praktycznie wszystko (no oczywiście z pewną mocną granicą rozsądku przy tym wszystkim). Wiele razy spotkałem się z czymś co teraz śmiało mógłbym określić pseudo-przyjaźnią. Zwłaszcza patrząc na te relacje z pewnej perspektywy - zwłaszcza czasu. Wiem, że przyjaźń to bardzo mocne słowo, którego ludzie starają się mimo wszystko unikać. Zwłaszcza Ci ludzie, którzy mają świadomość tego jak mocna i prawdziwa jest to relacja dwojga ludzi. Niestety w dzisiejszych czasach mamy coraz częściej do czynienia z tą pseudo-przyjaźnią. Te ograniczenia dotyczący granicy rozsądku stają się obecnie coraz bardziej banalne. Często zgadzamy się na przyjaźń, ale zazwyczaj w tym momencie - bardziej otwarcie lub nie względem naszego "przyjaciela" - stawiamy te granice, budujemy mury na samym początku. A przyjaźń nie powinna być obwarowana jakimikolwiek zabudowaniami. Albo jesteśmy dla siebie albo nie. A trudno być kimś ważnym dla kogoś - ale na wszelki wypadek tak nie do końca.
Podstawowym fundamentem przyjaźni - tak samo jak wszystkich najważniejszych i najbliższych relacji międzyludzkich - jest bezpodstawnie bezgraniczne i pełne zaufanie. Wracając więc na chwilę do tego co napisałem chwilę wcześniej - jak można mówić o zaufaniu wprowadzając na samym starcie jakieś ograniczenia czy granice. Wygląda to mniej więcej tak - "Jesteś dla mnie bardzo ważny. Jesteś moim przyjacielem. No ale wiesz..." - i w tym miejscu wstawiamy te wszystkie rzeczy, które nas ograniczają (przynajmniej naszym zdaniem) i które stanowią dla nas coś w rodzaju takiego "wyjścia awaryjnego". Tego typu relacji z ograniczaniem się na samym początku nigdy nie nazwałbym prawdziwą przyjaźnią... Oczywiście nie wygląda to tak, że zawiązujemy z naszym "przyjacielem" coś w rodzaju kontraktu i mówimy sobie od razu na samym początku o naszych zastrzeżeniach do tej umowy. To wszystko dzieje się podświadomie w naszym umyśle. Może nie od razu zdajemy sobie z tego sprawę - ale tak właśnie jest. Zgadzamy się na tą "przyjaźń" poniekąd na naszych własnych warunkach. A druga strona pewnie na swoich własnych warunkach.
No i właśnie dlatego tak trudno w dzisiejszych czasach zaryzykować i mówić o tej prawdziwej, szczerej przyjaźni. Doświadczenia naszego życia często sprawiają, że nie jesteśmy w stanie tak prosto się na kogoś w pełni otworzyć. Zaufać komuś na sto procent i powierzyć swoje najgłębsze sekrety. Najczęściej jest tak, że w podobnej sytuacji ktoś nas wcześniej bardzo zranił - zawiódł nasze zaufanie. A w momencie, gdy już kiedyś tak mocno się na kimś zawiedliśmy to nie jest łatwo przywrócić tego typu rodzaj relacji - pełnej bezgranicznego zaufania. Dlatego też część z nas unika używania słowa "przyjaciel". Pewnie część z Was zaraz się oburzy czytając te moje słowa. Co on też sobie wygaduje? Przecież ja mam prawdziwych przyjaciół - Kryśkę, Zośkę, Stefana czy Marcina. Jeśli masz świadomość, że jest to prawdziwa przyjaźń i nie masz żadnych wątpliwości w tym zakresie to mogę Ci jedynie pogratulować. Nie jest moim celem próba przekonywania kogokolwiek do tego, że instytucja przyjaźni we współczesnym świecie umarła - bo wiem, że tak nie jest. Ale taka prawdziwa przyjaźń staje się niestety moim zdaniem wartością umierającą. Wartością, którą należy szczególnie pielęgnować z uwagi na zagrożenia cywilizacyjne, ciągły pęd za jakimiś interesami, za sukcesem itp. Musimy dbać o swoich przyjaciół - troszczyć się o nich jak nigdy dotąd. Nie pozwólmy tym relacjom obumierać czy pogarszać się. Oczywiście nasze starania nie mogą być jednostronne, bo jeśli tak jest - to moim zdaniem nie ma tu już mowy o przyjaźni. Najczęściej jest to już wówczas znajomość interesowna.
Wracając jeszcze na chwilę do przyjaźni damsko-męskiej... Jest to chyba rzeczywiście najwyższy stopień wtajemniczenia. Ale jednocześnie myślę, że warto o takową zabiegać. No i nie trzeba daleko szukać. Podstawą prawdziwego, pięknego i pełnego miłości związku kobiety i mężczyzny jest przecież również przyjaźń. Nasza ukochana osoba powinna być jednocześnie naszym najlepszym przyjacielem - osobą, której bezgranicznie ufamy. Oczywiście wszyscy mówić o niemożliwości przyjaźni damsko-męskiej zakładają od razu, że to ma być przyjaźń nie w rodzinie - ale między dwojgiem początkowo obcych sobie osób. Taki nam się ułożył stereotyp i zapominamy właśnie o tym kto ma być naszym najważniejszym przyjacielem. Pielęgnując naszą miłość róbmy to samo z naszą przyjaźnią. Nie pozwólmy sobie na zniszczenie tego fundamentu naszego związku.
A na koniec małe "zdanie domowe" ;-) Po przeczytaniu tego tekstu chwyćmy za telefon i zadzwońmy lub napiszmy smsa do naszych przyjaciół. Podzielmy się z nimi czymś miłym co nas ostatnio w życiu spotkało. Pozwólmy im współdzielić naszą radość, zaraźmy ich naszym uśmiechem. Czasami choćby chwila uśmiechu i radości potrafi całkowicie zmienić choćby dzisiejszy dzień. Dbajcie o swoich przyjaciół, doceniajcie ich. Nie pozwólmy spłycić roli przyjaźni do płytkiej, interesownej relacji międzyludzkiej. Pozdrawiam Was serdecznie moi czytelnicy :-)

poniedziałek, 4 marca 2013

Oskary 2013... takie moje małe podsumowanie...

Witam!
W dniu dzisiejszym postanowiłem podzielić się z Wami moimi wrażeniami po nieprzespanej nocy oskarowej. Również w tym roku zarwałem nockę, aby obejrzeć na żywo transmisję z rozdania Oskarów. Zarwania nie żałuję. Gala trzymała nawet poziom - aczkolwiek jak dla mnie była mniej ekscytująca niż te w latach poprzednich. W tym roku postawiono chyba przede wszystkim na część muzyczną gali, gdyż było całkiem sporo śpiewania :-) W specjalny sposób zaakcentowano również 50-lecie mojej ukochanej serii filmów o Jamesie Bondzie - usłyszeliśmy na żywo genialne wykonanie przeboju "Goldfinger". No ale do rzeczy. Postaram się "przelecieć" po kolei wszystkie kategorie i wtrącić parę groszy swojego komentarza. Tak więc zaczynamy - od końca :) (wg kolejności na portalu Filmweb):

Najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny:
Sugar Man
- filmu nie widziałem - tak więc trudno tutaj cokolwiek skomentować. Zresztą nie widziałem żadnego z filmów nominowanych w tej kategorii. Kino dokumentalne to nie jest mój konik.

Najlepszy montaż dźwięku:
Wróg numer jeden
Skyfall
- no i tutaj pierwsze dla mnie zaskoczenie. Dwa filmy uhonorowane w tej samej kategorii. Co do Skyfall to cieszę się, że Bond został doceniony choćby w takiej kategorii :-) Drugiego filmu nie oglądałem... jeszcze... ;-)

Najlepszy montaż:
Operacja Argo
- nagroda być może dyskusyjna - zwłaszcza biorąc pod uwagę inne nominowane filmy (Wróg numer jeden, Życie Pi, Lincoln, Poradnik pozytywnego myślenia). Ja jednak nie jestem specjalistą w dziedzinie montażu. Film ogólnie mi się podobał - tak więc nie mam przeciwwskazań co do werdyktu Akademii.

Najlepszy krótkometrażowy film dokumentalny:
Inocente
- w tym miejscu mogę dosłownie powtórzyć powyższy zapis dotyczący pełnometrażowego filmu dokumentalnego ;-)

Najlepszy krótkometrażowy film animowany:
Paperman
- hmmmm... pierwsza reakcja podobna jak przy filmach dokumentalnych. Nie widziałem "Paperman'a" przed nocą oskarową. Następnego dnia jednak nadrobiłem tę zaległość... i absolutnie nie żałuję. Myślę, że to w pełni zasłużona nagroda. Nie jestem fanem produkcji spod znaku Disney'a - jednakże ta krótka historia bardzo mnie urzekła. Wszystkim Wam polecam ten dosłownie kilkuminutowy seans - z czystym sumieniem polecam :))))

Najlepszy krótkometrażowy film aktorski:
Curfew
- hmmm... - patrz: filmy dokumentalne... stety lub niestety...

Najlepszy dźwięk:
Les Miserables - Nędznicy
- kolejna z kategorii, w których nie uważam się za kogoś kto ma prawo zabierać profesjonalny głos w dyskusji. Film widziałem. Podobał mi się. Akceptuję wybór Akademii :-)

Najlepszy długometrażowy film animowany:
Merida Waleczna
- nie widziałem - wygląda ładnie - niech będzie ;-)

Najlepsze zdjęcia:
Życie Pi
- nieobiektywnie - powinien wygrać Skyfall ;-))) a patrząc obiektywnie - Życie Pi - mimo, iż uważam ten film za nieco przereklamowany to jednak trudno nie docenić pracy, która została wykonana przy tworzeniu tego filmu. Tak więc po raz kolejny przyjmuje ze spokojem "wyrok" Akademii :-)

Najlepszy kostiumy:
Anna Karenina
- filmu nie widziałem. Jak dla mnie wszystkie pozostałe nominowane filmy (Nędznicy, Królewna Śnieżka i Łowca, Królewna Śnieżka, Lincoln) równie dobrze mogły dostać Oskara. We wszystkich z nich kostiumy tworzą specyficzną atmosferę i są bardzo dobrze zrobione. No ale ja nie czuję się ekspertem od kostiumów ;-)

Najlepsze efekty specjalne:
Życie Pi
- szkoda, że nie Hobbit. No ale tutaj znowu nie jestem obiektywny. Dla mnie każdy film, którego akcja toczy się w Śródziemiu zasługuje na Oskara ;-) Jednakże efekty w filmie Życie Pi robią wrażenie - zdecydowanie przebijają fabułę...

Najlepsza piosenka:
Skyfall - Adele
- hmmmm... nie przepadam za Adele. Ale mimo wszystko to w jakiś sposób nagroda dla Bonda - tak więc się cieszę. Ale jestem troszkę rozdarty. Nagroda dla Adele była od samego początku praktycznie przesądzona. Gratuluję jej, że mimo młodego wieku osiągnęła tak wiele. Muzycznie jednak ja jestem w innej bajce. Troszkę żałuję, że Oskara nie dostali Nędznicy za utwór w wykonaniu Hugh Jackmana "Suddenly". Mimo wszystko jakoś częściej go słucham niż Skyfall....

Najlepsza muzyka oryginalna:
Życie Pi
- muzyka tworzy w tym filmie ładne tło. Nie znałem wcześniej autora tej ścieżki dźwiękowej. Akceptuję wybór komisji. Aczkolwiek trudno odmówić urokowi ścieżce Johna Williamsa do Lincolna czy też ścieżce Desplat'a do Argo...

Najlepsza charakteryzacja:
Les Miserables - Nędznicy
- znowu nie Hobbit :((( Ale charakteryzacja w Nędznikach też jest dobra :) kolejne przemieszanie obiektywizmu z subiektywizmem z mojej strony ;-)))

Najlepszy film nieanglojęzyczny:
Miłość
- filmu nie widziałem, ale chyba musi być dobry skoro był też nominowany jako najlepszy film. Koniecznie muszę nadrobić zaległości, bo z tego co słyszałem ten film jest dobry...

Najlepszy scenariusza adaptowany:
Operacja Argo
- nie widzę przeciwwskazań :-)) krótko i na temat :)

Najlepszy scenariusz oryginalny:
Django
- Oskar dla Quentina - Oh yeah!!! :D Moim zdaniem nagroda w pełni zasłużona. Bardzo się cieszę, że Akademia doceniła Quentina. Nie wszystkie jego filmy mi odpowiadają - ale facet potrafi zrobić kawał dobrej roboty. A Django to naprawdę świetny film. Fakt, iż Quentin nie miał nominacji w kategorii reżyserskiej - to tym bardziej należy docenić tę nagrodę :)

Najlepszy reżyser:
Ang Lee
- kolejny Oskar dla Życia Pi. Mam bardzo mieszane odczucia co do tego filmu. W skali 1-10 dałbym mu mimo wszystko 8 czyli dość wysoką nagrodę. Doceniam pracę reżysera i wszystkich twórców filmu. Jednakże widz pomijając cały artyzm tego filmu może dostrzec dość płytką fabułę. Konkurencję Pan Lee miał sporą - pokonał samego Spielberga, który odwalił kawał dobrej roboty przy Lincolnie. Wypada mi jedynie w tym miejscu uhonorować i pogratulować Panu Lee tego zaszczytnego wyróżnienia.

Najlepsza aktora drugoplanowa:
Anne Hathaway
- złośliwi mówią, że nagroda za półgodzinną rolę w Nędznikach i obcięcie włosów na ekranie. Ja jednak lubię Anne i cieszę się, że to właśnie ona dostała Oskara. Tak - znowu jestem nieobiektywny ;-)) Przy okazji okazało się, że nawet nienajgorzej śpiewa ;-))

Najlepszy aktor drugoplanowy:
Christoph Waltz
- fenomenalna rola w Django. Chyba najbardziej cieszyłem się właśnie z tego werdyktu Akademii. Kto nie widział jeszcze filmu niech biegusiem nadrabia zaległości. Django trzeba zobaczyć - zwłaszcza dla roli Pana Waltz'a. Moim zdaniem zdecydowanie przyćmił głównego bohatera. Poprzedni Oskar za równie wybitną rolę w Bękartach Wojny. Tak więc Panie Waltz - kolejne w pełni zasłużone złoto. Serdecznie gratuluję :)))

Najlepsza aktorka pierwszoplanowa:
Jennifer Lawrence
- Oskar za rolę w Poradniku pozytywnego myślenia. To mój drugi ulubiony werdykt Akademii. Uważam, że Poradnik to świetny film a Jennifer (również jedna z moich ulubionych obecnie aktorek) zagrała równie świetnie. Tak więc bardzo się cieszę z tej nagrody :)))

Najlepszy aktor pierwszoplanowy:
Daniel Day-Lewis
- tytułowy Lincoln. Dobry film i dobra rola Day-Lewis'a. Myślę, że to również zasłużona nagroda. Aczkolwiek konkurencja była w tym roku bardzo silna. Jednocześnie pobity został rekord. Daniel Day-Lewis jako pierwszy aktor w historii otrzymał 3 Oskary w tej kategorii. Gratulacje :)))

Najlepszy film:
Operacja Argo
- moim zdaniem jeden z najłatwiejszych do przewidzenia werdyktów Akademii. Argo zebrało już wcześniej mnóstwo nagród. Film doceniony na całym świecie. Praktycznie każdy jury każdego festiwalu przyznawało Argo jakieś wyróżnienie. Konkurencja również i tutaj była bardzo silna. Werdykt Akademii potraktowany podobno w Iranie jako decyzja polityczna. Nie znam szczegółów więc nie będę się wypowiadał. Film przypadł mi do gustu. Czy rzeczywiście był najlepszy ze wszystkich nominowanych filmów? Pewnie niekoniecznie. Być może bardziej cieszyłby mnie Oskar dla Nędzników lub Lincolna, bo Poradnik raczej nie miał tutaj żadnych szans. Ale ogólnie może być :-) Film ciekawy, potrafi trzymać w napięciu. Troszkę może za bardzo gloryfikujący amerykanów. No ale Oskary to w końcu amerykańska nagroda tak więc mogło to pewnie mieć wpływ na wybór Akademii.

No i to by było na tyle. Moje opisy do poszczególnych kategorii nie są może zbyt porywające ale pisałem je na gorąco bez dokonywania żadnych korekt. To takie moje przemyślenia na gorąco. Jak zwykle zapraszam do dyskusji. Czy zgadzacie się z typowaniami Akademii? Komu Wy byście przyznali Oskara?
Miłego wieczoru. Pozdrawiam serdecznie i do przeczytania!!!

wtorek, 26 lutego 2013

Parę słów refleksji...

Witam po pewnej przerwie i braku istnienia bloga. To znaczy blog istniał ale na pewien czas wyłączony był do niego dostęp. W sumie nie wiem czym to było podyktowane ale mając pewne wątpliwości na temat tego czy zasadne jest dalsze prowadzenie bloga postanowiłem ukryć przed wszystkimi moje dotychczasowe wywody i przemyślenia. No ale jak widzicie postanowiłem jednak wyjść z cienia - wraz z moim blogiem :-)
Tak więc strona jest już ponownie dostępna dla wszystkich tych, którzy są zainteresowani czytaniem mojej twórczości :) Jak zawsze zachęcam do komentowania - wszelkie komentarze są bardzo ale to bardzo mile widziane i mam nadzieję, że do wszystkich uda mi się odpowiednio i wystarczająco ustosunkować. A jeśli nie wystarczająco dokładnie to cóż... zawsze możemy sobie pozwolić na nieco dłuższej dyskusji. Lubię samemu prowokować pewne tematy do rozważań - ale równie chętnie sam chciałbym być sprowokowany do jakiejś dyskusji. Tak więc droga wolna - i zapraszam serdecznie do rozmowy w formie komentarza. Być może uda się Wam doprowadzić do tego, iż zainspirowany jakimś Waszym tekstem pozwolę sobie na rozwinięcie odpowiedzi w formie tekstu na blogu :-)
U mnie wszystko bez zmian. Życie toczy się swoim torem. Raz szybciej - raz wolniej. Ogólnie nie mam powodów do narzekania. Myślę, że to dobrze. Na nudę również nie narzekam - a to chyba kolejny plus. Zdrowie (odpukać) również dopisuje. Staram się chodzić uśmiechnięty, dawać sobie okazje do śmiechu - bo w końcu śmiech to zdrowie. Mam nadzieję, że ten mój hura optymizm do którego staram się dążyć będzie się nadal rozwijać swoim życiem i dawać mi mnóstwo okazji do tego by być w dobrym humorze. Chcę, aby to pozytywne podejście do praktycznie każdego tematu mnie nie opuszczało :-) Tego samego życzę Wam wszystkim i każdemu z osobna. Z tego co pamiętam to już kiedyś o tym pisałem. Dzielmy się szczęściem, zarażajmy się nim wzajemnie - zarażajmy w pozytywnym tego słowa znaczeniu oczywiście :-) Po raz kolejny uśmiechnijcie się do najbliższej Wam osoby. Ja zrobiłem to właśnie w tej chwili. I co? Otrzymałem przepiękny uśmiech zwrotny. Na tym polega właśnie istota szczęścia.
Podsumowując - wracam do świata blogerów. Chcę tworzyć nadal coś co może i ktoś przeczyta a może i nie? Tak czy siak - mam możliwość przelania pewnych myśli na tekst i zamierzam to robić. Oby tylko nie wyczerpały mi się pomysły.
Pozdrawiam wieczorową porą i do przeczytania!!! :-)

wtorek, 8 stycznia 2013

"Homo egoistus"... czy to brzmi dumnie?

Natchnięty paroma ostatnimi uwagami na pewne tematy postanowiłem znowu usiąść do klawiatury i spróbować podzielić się kilkoma swoimi refleksjami. Wszystko sprowadza się do tematu postawy egoistycznej. Jeśli osoba z którą ostatnio poruszałem ten temat czyta te słowa to pewnie się lekko do siebie uśmiechnie. Tak więc Tajemnicza Pani (przez wzgląd na pewne okoliczności - nazwisko Tajemniczej Pani do wyłącznej informacji autora blogu ;) (i tu pewnie kolejny lekki uśmiech do siebie) - postanowiłem ustosunkować się na piśmie do pewnych wniosków przedstawionych przez Panią. Nie wiem czy wszystko dobrze pamiętam, ale postaram się w miarę po ludzku wyjaśnić o co mi chodzi. W rozmowie z Tajemniczą Panią ustaliliśmy, że postawa egoistyczna w obecnych czasach jest postawą dobrą i nawet właściwą. Z uwagi na fakt, że ja jednak lubię wszystko analizować (jestem takim amatorskim połączeniem filozofa z psychologiem - muszę wymyślić na to jakieś ładne określenie ;) - postanowiłem również i tym razem bardziej pochylić się nad tym nurtującym mnie stanem jakim jest egoizm. Czy tak naprawdę jest to właściwa obecnie postawa? Czytając te słowa pewnie zauważycie, że być może nie będę trzymał się klasycznej definicji egoisty. Zgodnie z tą przedstawioną w jednym z portali tak zwany "egoizm etyczny" to doktryna etyczna, która mówi, że jednostki powinny robić to, co leży w ich interesie. Brzmi prosto i zrozumiale. A teraz rękę w górę wszyscy Ci, którzy kiedyś zostali źle potraktowani przez osoby, którym wcześniej bezgranicznie ufały lub zostali zaskoczeni widząc takie zachowanie u swoich "zauszników" względem innej osoby. Hmmm... no ja podniosłem rękę w górę - a Wy? Przemyślenia nad egoizmem skłoniły mnie do wyciągnięcia pewnego wniosku. Czy w obecnych czasach jest już aż tak źle, że musimy dbać wyłącznie o swoje własne litery? Bo do tego można by tak nieco uprościć ten cały egoizm. Robię to co jest najlepsze dla mnie, co mi się opłaca... - dbam o siebie i o swoje "siedzenie". Proszę pamiętać drogi czytelniku, że w tym tekście przedstawiam swoją własną wizję i rozumienie postawy egoistycznej - nie wiem czy jest ona zgodna z Twoją czy tez z wyżej zawartą definicją naukową - pewnie jedną z kilku. Ale po raz kolejny korzystam z przysługującej mi wolności słowa - jednej z najbardziej cenionych przeze mnie wartości we współczesnym świecie. Wartości, która jak mam wrażenie, daje możliwość na dokonanie pewnych zmian - i to zmian na lepsze. Tak więc wracając do meritum. Czy naprawdę jest już tak źle, że troszczymy się tylko o siebie? Rozszerzając to "o siebie" postanowiłem wprowadzić na potrzeby tego rozważania pewną definicję, którą to określiłem jako "egoizm lokalny". Pozwólcie, że rozszerzę to "o siebie" o najbliższe otoczenie człowieka - czyli o rodzinę -rodziców, żonę (czy też narzeczoną), dzieci (jeśli są) itd. itp. W skrócie - "egoista lokalny" dba nie tylko o samego siebie ale i o najbliższe mu osoby. No jakby nie było jest to rzecz zrozumiała - najbliższe osoby powinny być dla nas najważniejsze. Oznaką normalności dla mnie jest jeśli tak rzeczywiście jest - bo w moim przypadku jest. Wiadomym jest, że pewne okoliczności mogą psuć relacje z naszymi bliskimi - ale naszym celem nadrzędnym powinno być jednak pielęgnowanie tych relacji. Uważam, że obcy człowiek nigdy nie zrobi dla nas tyle co najbliższa nam osoba. Współczynnik wybaczalności u tych osób jest również największy. Z pewnością doskonale o tym wiecie. No ale po raz kolejny powróćmy do naszego egoizmu. Oczywiście warto dbać o interes swój i swoich najbliższych. W takich momentach nachodzi mnie jednak pewna refleksja. Czy egoizm nie hamuje postępu? Czy gdyby wszyscy nieżyjący już wynalazcy zaszyli się sami w sobie czy pozwoliliby sobie na dokonanie tych swoich odkryć? Ktoś zaraz powie - ale jakimi pobudkami się oni kierowali dokonując tych odkryć? Mam smutne wrażenie, że w obecnych czasach kierują się głównie chęcią zysku. Jest to przykre - ale myślę, że bardzo prawdziwe. Można się zastanawiać czy w przeszłości było tak samo. Pewnie w iluś tam przypadkach tak - ale żyję może złudnym przekonaniem, że nie we wszystkich. Egoizm towarzyszy nam na każdym kroku. Nawet jeśli sami nie określamy się mianem egoistów to jego przykłady widzimy cały czas. Egoizm ten jednak często wykracza poza skalę jednostki. Wyróżniamy więc wspomniany wyżej przeze mnie "egoizm lokalny". Jego skala bywa różna. Nie musi to być wyłącznie rodzina - może być większa grupa - społeczna, etniczna itp. Zastanawiające jest również - choć może w tym miejscu dokonam lekkiego spłycenia lub powiem o czymś oczywistym - czy z pewnego rodzaju egoizmem nie mamy do czynienia przy działaniu pewnego rodzaju grup nacisku, lobby. W końcu dbają one o swoje własne interesy -własne właśnie niekoniecznie w sensie jednostki ale mniejszej lub większej grupy osób chcącej osiągnąć pewien cel. A po co ten cel? Po to, aby żyło się lepiej - zwłaszcza tej grupie. A jeśli i komuś innemu? - no to dobra - niech im tam też będzie lepiej - ale przede wszystkim nam. Nie chcę tutaj wgłębiać się w temat polityki - ale pewnie dostrzeżecie między wierszami o co mi chodzi. Podsumowując - egoizm wydaje się być idealny do współczesności. Moim zdaniem jednak tylko wtedy, gdy chcemy żeby było nam lekko, łatwo i przyjemnie. A nie oszukujmy się - czy nie każdy z nas chce żyć właśnie w ten sposób? Znamy wiele powiedzonek w stylu "co tu robić, żeby się nie narobić". Taki już jest człowiek. Światełkiem w tunelu są dla mnie różnego rodzaju inicjatywy charytatywne. Patrząc na te akcje wraca mi wiara w drugiego człowieka i w to, że są jeszcze na tym świecie ludzie, którzy chcą (lub przynajmniej sprawiają takie wrażenie) pomóc drugiemu człowiekowi. A jeśli robią to zupełnie bezinteresownie - to chwała im za to! Nie wiem czy w tym miejscu poruszyłem wszystkie kwestie które chciałem. Są to takie moje przemyślenia "na gorąco". Jednak coraz bardziej odnoszę wrażenie, że pewnie i ja wkomponowuję się w to egoistyczne społeczeństwo. Myślę jednak, że nie jest to do końca dobre. Będę pewnie jeszcze ten temat analizował w sobie i być może jeszcze kiedyś tu do niego wrócę. Swoją drogą - ciekawe co na to powie Tajemnicza Pani... ;-) Pozdrawiam serdecznie i do przeczytania :)

niedziela, 6 stycznia 2013

Bez komórki jak bez ręki... ;-) i nie tylko o tym :)

Ostatnimi czasy miałem okazję przekonać się o tym jakim to niewolnikiem technologii się stałem. Ba - z pewnością nie tylko ja sam ale i wielu z Was. Otóż zdarzyło mi się, iż po powrocie do domu od moich rodziców okazało się, że zapomniałem zabrać od nich swojego telefonu. Pewnie kiedyś bym się tym nie przejął i odebrał telefon przy pierwszej możliwej okazji. No ale niestety. Od razu pojawił się pewien problem, gdyż następnego dnia (a miał to być poniedziałek) tradycyjnie miałem udać się do pracy. No a w pracy wypadałoby jednak być pod telefonem. Mało tego - oczywiście okazało się, że i ja mam problem z tym, aby się z kimś skontaktować. Powód oczywisty - wszystkie numery telefonów są w komórce. Na szczęście istnieje jeszcze coś takiego jak telefon stacjonarny. Tak więc od biedy ktoś mógł jeszcze się ze mną skontaktować - jeśli tylko miał na to ochotę. Ale ja oczywiście nie miałem już tego luksusu z powodu, który podałem wyżej - brak kontaktów... :/
Sam dosyć późno "dorobiłem" się komórki - bo dopiero na studiach. Mój problem pewnie byłby problemem tragicznym dla obecnego młodego pokolenia. Nie trzeba daleko szukać by znaleźć gdzieś na widoku jakiegoś młodego chłopaka lub dziewczynę klikających nonstop w telefonie. Śmiałbym określić ich wręcz "niewolnikami komórek". Niby straszne - ale gorsze jest dla mnie jednak to, iż okazało się, że i ja bez komórki byłem dość znacznie ograniczony. Możnaby wręcz zaryzykować stwierdzenie, że nie mogłem normalnie funkcjonować. Oczywiście po odzyskaniu telefonu odczułem ulgę. Wiem, że teraz pewnie będę starał się pamiętać o tym, aby telefon mieć przy sobie. W końcu nie wiem kiedy ktoś będzie się chciał ze mną skontaktować - a niekiedy jeden telefon może odmienić nasze życie, prawda? Hehe - tak - zaczyna pomału ze mnie wychodzić ten optymista, ten człowiek nastawiony bardziej pozytywnie do ludzi i wszechświata... No bo w sumie czemu nie miałbym być takim człowiekiem? Tego typu podejście - mimo faktu, iż niekiedy można się bardzo na tym przerobić - sprawia, że choćby i humor mam lepszy. Postanowiłem, że będę się starał w swoim życiu nikogo nie skreślać, każdemu dawać szansę i mam nadzieję, że być może sprawi to, że niektórzy ludzie z tego powodu spojrzą i na mnie nieco inaczej i być może zmienią swoje nastawienie do mnie. Że co? Że się przejmuję tym co ktoś o mnie myśli? Mimo tego co niektórzy myślą i mówią - to wszyscy z pewnością staramy się być akceptowanymi przez innych - mówcie co chcecie ale tak właśnie uważam. Tak więc tak - zależy mi na dobrych relacjach z innymi ludźmi i myślę, że jest to również element mojej optymistycznej transformacji. No ale z drugiej strony jeśli ktoś jest do mnie jakoś uprzedzony - bo jak najbardziej ma do tego prawo - no cóż... - tak jak napisałem - ma do tego prawo. Ale w takiej sytuacji niech ma odwagę powiedzieć mi prosto w twarz o co mu chodzi i jaki ma ze mną problem. A co? Odwagi do tego zabraknie? No to jakim jesteś człowiekiem... człowieku... Bądź szczery wobec siebie i wobec mnie. A może okaże się wówczas, że Twoje uprzedzenie jest bezzasadne? Ale nic - nikogo do siebie nie będę przekonywać :) Każdy żyje tak jak chce i tak jak umie - no i nie każdy musi żyć ze wszystkim w zgodzie. To już by była jakaś idylla - a niestety do tego to nam jeszcze dużo brakuje i długa przed nami droga by choć do tej idylli się zbliżyć.
Troszkę odbiegłem od tematu - ale chyba pewnego rodzaju urokiem tego mojego wynaturzania się jest to, by pisać to co "ślina przyniesie na język". W końcu taka jest też tematyka bloga. No ale na dzisiaj już kończę. Pozdrawiam serdecznie. Cieszcie się ostatnimi godzinami weekendu i mimo wszystko jutro z uśmiechem i zadowolonym wyrazem twarzy podnieście się jutro z łóżka i udajcie do pracy. Wiem, że jeszcze wstajemy i zazwyczaj wychodzimy do pracy "w nocy" - ale z każdym dniem tego dnia przybywa. I to jest właśnie optymistyczny element w tym wszystkim hehe... Jeszcze raz pozdrawiam :) Do przeczytania.

piątek, 4 stycznia 2013

Nowy Rok czas zacząć... :-)

Witam już w Nowym Roku i na początek kolejne lekkie przeprosiny z uwagi na fakt, iż obiecywałem w poprzednim tekście , iż uda mi się napisać parę słów podsumowania zeszłego roku jeszcze przed jego końcem. No cóż... zazwyczaj życie potrafi zweryfikować tego typu deklaracje. Tym razem jednak mam lekkie usprawiedliwienie. Czas świąteczny i międzyświąteczny był czasem pełnym... czego? Jak to zwykle bywa w tym okresie - czasem pełnym braku czasu ;-) Dzisiaj mamy już czwarty dzień stycznia 2013 roku. Z uwagi na fakt, iż wczoraj usłyszałem, iż życzenia noworoczne można śmiało składać aż do święta Trzech Króli to spieszę już do Was ze swoimi życzeniami. Oby ten 2013 rok, mimo krążących już różnego rodzaju plotek na temat jego pechowości (z uwagi na 13 w nazwie), przyniósł Wam wiele radości, szczęścia i bez liku okazji do uśmiechu. Niech dopisuje Wam zdrowie (zwłaszcza w okresie grypowym - podobno w tym momencie krążą 3 różne wirusy grypowe - znając życie pewnie jest ich jednak więcej) a Wasi przyjaciele i najbliżsi stanowią dla Was ogromne wsparcie. Niech jednak to wsparcie nie będzie jednostronne. Również i Wy starajcie się być zawsze dla nich życzliwi i wspierać ich bezinteresownie w każdej chwili gdy wyczujecie, iż może to być im potrzebne. Nie czekajcie na to, iż oni Was o to wsparcie poproszą. Często jest tak, że będąc w jakimś dołku nie chcemy dodatkowo angażować nikogo w nasze problemy. Wiadomym jest, iż niekiedy z uwagi na pewne okoliczności wskazane jest abyśmy pewnymi rzeczami nie dzielili się z innymi. Ale prawdą jest również to (i wiem to z doświadczenia życiowego), że niekiedy potrafimy się po prostu wygadać. W rozmowie z naszym przyjacielem nie musimy poruszać tego konkretnego problematycznego tematu (zwłaszcza jeśli nie możemy tego zrobić) - ale bardzo często jest tak, że sama rozmowa przyniesie nam pewnego rodzaju ukojenie. Ja sam kiedy wiem, iż z jakiegoś tam względu nie mogę stanowić idealnego "leku na całe zło" staram się pomóc moim najbliższym osobom właśnie rozmową. A jeśli mój rozmówca dotychczas ponury i zadręczony swoimi problemami choć na chwilę się uśmiechnie - to uważam to za coś cudownego. Bo ten najdrobniejszy uśmiech stanowi zaczątek czegoś pięknego - daje szansę na to, iż ta osoba pomimo chwilowych (lub nawet mimo wszystko dłuższych problemów) odnajdzie "wejście" na drogę szczęścia i radośniejszego życia. Myślę, że niekiedy to nasze ciągłe przygnębienie i pogłębianie się w stanie beznadziejności sprawia, iż nie potrafimy dostrzec swego rodzaju "światełka w tunelu". Czegoś co sprawi, że spojrzymy na nasz problem z nieco innej perspektywy i co pozwoli nam stwierdzić, iż pomimo wcześniejszej sytuacji beznadziejnej okazuje się, iż ona wcale taka nie jest. Starajmy się więc w tym Nowym Roku być lepszymi ludźmi. Lepszymi przede wszystkim dla innych ale i dla samych siebie. Jeśli to możliwe wybaczmy krzywdy innym ludziom - naszym znajomym, współpracownikom czy też choćby naszym krewnym. Pozwólmy sobie na nowe otwarcie. Jeśli straciliśmy z kimś kontakt (nieważne czy z naszej czy nie z naszej winy) może spróbujmy ten kontakt odzyskać. Oczywiście jeśli nam na tym zależy. Często bywa tak, że ta druga skłócona z nami osoba również chciałaby odzyskać tę niekiedy bardzo wartościową znajomość - ale nie ma tyle śmiałości. Ciągle rozpamiętuje przeszłość i obawia się być może naszej reakcji lub wręcz odtrącenia wyciągniętej na zgodę dłoni. Spróbujmy więc to my wyjść z inicjatywą pojednania. Jeśli to nasza dłoń zostanie wówczas odtrącona... no cóż... przynajmniej będziemy mogli stwierdzić, że próbowaliśmy. A jeśli nawet nie spróbujemy - to nie przekonamy się jak ta cała sytuacja może się zakończyć. Ostatnimi czasy słyszałem również inne ciekawe życzenia - które wykorzystam w tym miejscu. Oby ten 2013 rok był gorszy od 2014. Co to oznacza w skrócie? Oby kolejny rok był jeszcze lepszy. Niech to będzie prognostyk dalszych zmian w naszym życiu. Zmian na lepsze oczywiście. Uważam, iż odmiana życia z całą pewnością nie jest procesem krótkotrwałym. A co dopiero jeśli ktoś chce zmienić swój charakter (tak tak - uważam, że mimo wszystko jest to możliwe - ale jest bardzo długim i trudnym procesem i to naprawdę bardzo trudnym - być może i niekiedy niemożliwym -ale znowu kłania się konieczność choćby spróbowania). Wiem to po sobie. W końcu urodzony pesymista stara się zostać "hura optymistą" :-) Mam nadzieję, że uda mi się to osiągnąć a ten rok będzie okazją ku tej zmianie. Pozwólmy sobie na odrobinę luksusu. Spróbujmy podjąć jakieś dawno porzucone zamierzenia. Spełnijmy jakieś swoje marzenie. Nie bójmy się zainwestować w siebie. W tym miejscu również mała wskazówka dla osób samotnych. Spróbujcie to zmienić. Pewnie jest gdzieś niedaleko jakaś osoba na której Wam w szczególności zależy. Rozwińcie tę znajomość. Przynajmniej spróbujcie. Odtrącenie boli - tak. Ale z drugiej strony dlaczego od razu zakładać odtrącenie i ustawiać się na straconej pozycji? Ustawcie się blisko podium i liczcie na sukces. A ewentualna porażka mimo wszystko niech Was nie zraża. Łatwo powiedzieć? Może i tak - ale myślę, że po raz kolejny trzeba tu podkreślić, iż lepiej jest spróbować niż później żałować, iż się nawet nie spróbowało. I tym optymistycznym akcentem kończę. Wszystkiego dobrego!!!