wtorek, 2 października 2012

Pędzące życie... czyli - gdzie się podziała nasza radość życia?

Dzisiaj na początku będzie nieco filmowo. Kto z Was miał przyjemność oglądać w niedzielny wieczór w telewizji publicznej film „August Rush”? Tytuł przetłumaczony na polski to „Cudowne dziecko”. Niekiedy mam lekki ubaw z tego w jaki sposób tłumaczone na nasz język są niektóre tytuły filmów. Z drugiej jednak strony staram się zrozumieć, iż po polsku niektóre sformułowania mogłyby wydawać się dla nas niezrozumiałe czy też po prostu śmieszne. Zadaniem tłumacza w takim momencie jest stworzenie takiego tytułu, który niejako odzwierciedla istotę i sens całego filmu. W tym wypadku z „Sierpniowego Pędu” powstało „Cudowne dziecko”. Z drugiej jednak strony w tym przypadku można było pozostawić tytuł oryginalny, gdyż August Rush to pseudonim głównego bohatera – dziecka o imieniu Evan Taylor – obdarzonego niesamowitą wrażliwością i talentem tworzenia symfonii z otaczających nas dźwięków. Więcej nie będę zdradzał. Ci którzy film widzieli wiedzą o co w nim chodzi – a Ci co nie widzieli niech obejrzą i wyrobią sobie swoje własne zdanie. Dla mnie film jest warty uwagi i sam (pomimo wielu niepochlebnych opinii na jego temat) wystawiłem mu mocną dziewiątkę w dziesięciopunktowej skali jednego z portali o tematyce filmowej.

Dlaczego jednak odnoszę się w ogóle do tego filmu? Otóż oglądając go (po raz kolejny) odniosłem wrażenie, że pewnej rzeczy zazdroszczę głównemu bohaterowi. Pomimo pewnych perturbacji losu, którego go doświadczyły – chłopiec ten czerpał niesamowitą radość życia z tego co kochał najbardziej, bez czego nie mógł wręcz żyć – z muzyki. Muzyki, która była jego ogromną pasją. Oglądając film widać tę radość życia, chłopiec wręcz nią emanuje i sprawia, że i na moich ustach pojawia się uśmiech – zarażam się jego radością. Nie wiem jak jest w Waszym przypadku, ale ja w dzisiejszych czasach rzadko kiedy widzę na czyjeś twarzy podobną radość. Owszem – w paru przypadkach takową zauważyłem. I wówczas również pojawiało się to kłujące poczucie zazdrości. Zastanawiałem się co jest w tych ludziach takiego, że potrafią odczuwać tę bezgraniczną radość? Moim zdaniem jest to pasja wykonywania tego czym się zajmują i fakt, że przynosi im to ogromne szczęście i poczucie samospełnienia. Podobną radość dostrzegłem kiedyś na koncercie pewnej irlandzkiej grupy. Wszyscy muzycy występujący na scenie byli weseli i uśmiechnięci. Widać było, że to co robią przynosi im szczęście. Odniosłem wrażenie, że nie robią tego jedynie dla pieniędzy (bo i ten powód z pewnością był istotny). Grający muzycy uśmiechali się do siebie nawzajem i zarażali tą swoją radością publiczność, która wtedy potrafiła się przyłączyć do radości przeżywania występu i docenić go gromkimi brawami.

Poczucie tej zazdrości radości życia skłoniło mnie do pewnego rodzaju przemyśleń. Gdzie się podziała moja własna radość życia? To niesamowite uczucie błogości, które bardzo często towarzyszyło mi w czasach dzieciństwa – w czasach pozbawionych praktycznie wszelkich trosk. W czasach gdy nie musiałem się niczym przejmować –ani tym czy będę miał na rachunki ani tym czy mam co do garnka włożyć. Powiecie pewnie w tym momencie – no ale zaraz – okres dzieciństwa się skończył i nadeszło prawdziwe dorosłe życie, którego nieodzownym elementem są troski, odpowiedzialność za innych itp. Oczywiście, że tak. Ale z drugiej strony z pewnością wiele razy (być może nawet w ciągu każdego dnia) świadomie lub nieświadomie tęsknimy za tymi beztroskimi chwilami dzieciństwa. Czasami gdy nawet najdrobniejszy prezent przynosił nam ogromną radość. Gdy śmialiśmy się na widok uśmiechających się do nas rodziców. Towarzysząca nam obecnie wieczna odpowiedzialność i nieodzowny stres zabijają w nas naszą radość życia.

Postanowiłem ją przywrócić do mojego życia. Odnaleźć ją w głębi swojego ja. Wydobyć na zewnątrz i sprawić by znowu stała się częścią mojego życia. Oczywiście nie zacznę nagle chodzić po ulicy z przysłowiowym „bananem” na twarzy i powodować, że mijający mnie ludzie wezmą mnie za czubka. Zamierzam po prostu emanować tą radością życia – nie tylko w sposób zewnętrzny. Chciałbym zarazić tym uczuciem jak najwięcej ludzi. Choćby poprzez pocieszanie ich w trudnych chwilach i dodawanie otuchy. W rozmowie z Wami nie mogę obiecać, że wszelkie troski odejdą niczym za dotykiem czarodziejskiej różdżki. Musimy jednak mieć nadzieję na lepsze życie – na to, że może nas spotkać w życiu coś cudownego i radosnego. No bo dlaczego by nie miało nas spotkać? W czym jesteśmy gorsi od innych? Skąd bierze się nasze uczucie braku własnej wartości?Czy to, że ktoś chce nam wmówić, że jesteśmy tacy czy owacy powoduje, że mamy takimi być? Nie! I powiedzmy to sobie jasno i wyraźnie – tak być nie musi!!! Jeśli nasze otoczenie ma na nas zły wpływ – zmieńmy je! Otaczajmy się ludźmi podobnymi do nas, którzy mają podobne zainteresowania i podobne podejście do życia. Żyjmy szczęśliwi i zarażajmy innych naszym szczęściem. Odnajdźmy naszą radość życia i dzielmy się nią ze światem. Cieszmy się z najmniejszych rzeczy. Człowiek szczęśliwy jest zdrowszy.

Życzę Wam byście odnaleźli Waszą dziecięcą radość życia i by stała się ona Waszą nieodłączną częścią. W chwili gdy czytacie te słowa spróbujcie uśmiechnąć się do osoby z którą w tym momencie przebywacie w pomieszczeniu. Powiedzcie swoim najbliższym, że ich kochacie a gdy spytają za co (choć nie powinno się tego robić) to odpowiedzcie, że choćby i za to, że są w tej chwili z Wami. Starajmy się częściej uśmiechać. Jak mówi stare przysłowie –„śmiech to zdrowie”. Powtórzę więc kolejny raz - bądźmy zdrowsi. Tym optymistycznym akcentem kończę swój wpis. Pozdrawiam Was serdecznie i życzę miłego i pełnego szczęścia i uśmiechu dnia :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz